Miejsce katastrofy SSJ-100 na górze Salak 9 maja 2012.
Miejsce katastrofy SSJ-100 na górze Salak 9 maja 2012.
amelka222 amelka222
4111
BLOG

SSJ-100. cz.3. Koniec pierwszego etapu. Polskie analogie.

amelka222 amelka222 Polityka Obserwuj notkę 52

 

Czynności końcowe.

Z chwilą odnalezienia w dniu 30 maja drugiego rejestratora (FDR), przegrania jego danych na inny nośnik i wręczenia tej kopii Rosjanom w dniu 1 czerwca, by u siebie mogli prowadzić szczegółową analizę materiału, zakończyła się pierwsza, wstępna faza postępowania w sprawie wyjaśnienia przyczyn i okoliczności katastrofy rosyjskiego SSJ-100 na zboczu góry Salak.

 Trzy tygodnie, które minęły od dnia katastrofy (9 maja), wypełnione były poszukiwaniami ciał i szczątków samolotu, ich transportem do głównej bazy oraz czynnościami identyfikacyjnymi. 18 maja oficjalnie zamknięto część poszukiwawczą, aczkolwiek nadal – w przerwach między ulewnymi opadami deszczu - miejsce katastrofy przeczesywały jeszcze zarówno nieliczne już grupy wojskowe, jak i rekrutujące się z opłacanej przez wojsko ludności miejscowej. To jej spostrzegawczości zawdzięcza się wszystkie ważne znaleziska: CVR, FDR, szczątki ofiar, dokumenty pasażerów lotu... Po 18 maja przyśpieszono przede wszystkim  prace identyfikacyjne ofiar katastrofy, co było możliwe po otrzymaniu z Moskwy najnowocześniejszych (i podobno najdroższych na rynku) odczynników do badań ludzkiego DNA.

23 maja odbyło się uroczyste pożegnanie wszystkich ciał na lotnisku Halim Perdanakusuma. Jednocześnie Dżakartę opuścili członkowie rosyjskiej grupy poszukiwawczej; na miejscu pozostali tylko rosyjscy eksperci, którzy odczytywali odnaleziony 15 maja rejestrator głosów CVR i oczekiwali na odnalezienie drugiego, rejestrującego parametry lotu, FDR. Z chwilą jego odnalezienia i otrzymania kopii nagranych danych, ich misja w Dżakarcie także się skończyła.

 Pomijam tutaj natychmiastowe rozkręcenie przez Rosję całej machiny propagandowej, której celem ma być utożsamienie zakończenia tego etapu z rzekomo już jasnym i jednoznacznym stwierdzeniem, z którego wynikać ma – jeszcze przed poznaniem całości danych - że do momentu zderzenia ze zboczem góry żadne urządzenie działające na pokładzie SSJ-100 nie wskazywało na niesprawność techniczną samolotu. Powielają to od kilku już dni wszystkie rosyjskie media; i będą one tę tezę wtłaczać w pamięć czytelników przy każdej nadarzającej się okazji, aż do skutku. Aż utrwali się masowa pamięć o niezawodności technicznej rosyjskiego nowego samolotu, który przecież nadal znajduje się w rosyjskiej ofercie handlowej. Już nawet podano, że nowy egzemplarz SSJ-100 będzie promowany: nr 95014 (RA-89006). {1} Bardzo dobrze na własnej skórze poznajemy działanie tego mechanizmu rosyjskiej propagandy  już od ponad 2 lat. I możemy potwierdzić, że rosyjski aparat propagandowy bardzo szybko i sprawnie może podjąć w zasadzie każdy zapodany przez władze wątek i skutecznie go realizować aż do odwołania.

 Ani oficjalne zakończenie akcji poszukiwania ofiar w dniu 18 maja, ani też odnalezienie rejestratora parametrów lotu 30 maja, nie kończy definitywnie przeczesywania terenu katastrofy. Władze wojskowe w Dżakarcie finansują stałą akcję poszukiwań na miejscu rozbicia się SSJ-100 prowadzoną przez miejscową ludność. Efektem jej działań jest odnalezienie 29 maja trzech nowych szczątków ciał ofiar katastrofy (pierwotnie zaprzeczano, że są to szczątki ofiar SSJ-100), jednego kompletnego ciała – bliższych danych na ten temat dotąd nie podano – oraz dokumentów kilku osób: głównego inżyniera SSJ-100, Denisa Rachimowa i trzech Indonezyjczyków. Jednej z tych osób nie było na żadnej liście pasażerów lotu SSJ-100...

 

Jak wyglądała współpraca rosyjsko-indonezyjska przez cały ten czas?

 Dżakarta wypełniała wszystkie zobowiązania konwencji chicagowskiej z 1944 r., jakie ciążą na państwie, na obszarze którego doszło do katastrofy samolotu innego kraju, w zakresie: zabezpieczenia miejsca katastrofy, prowadzenia akcji poszukiwawczo-ratunkowej, ewakuacji ciał i szczątków samolotu, uruchomienia wszystkich niezbędnych procedur medycznych i badawczych.

Rosja formalnie włączyła się w postępowanie wyjaśniające w dniu 10 maja, a rosyjskie ekipy poszukiwawczo-ratownicze, eksperckie i śledcze dotarły na miejsce 12 maja. 70-osobowa grupa przyleciała dwoma samolotami transportowymi, które do Dżakarty przywiozły swój sprzęt ratowniczy oraz dwa helikoptery poszukiwawcze. Do prac bezpośrednich od razu zostali włączeni medycy i specjaliści od identyfikacji zwłok, natomiast rosyjska grupa poszukiwawczo-ratownicza nie mogła prowadzić samodzielnie poszukiwań.

Rosyjska grupa podzielona była na 2 ekipy: 29- i 25-osobową, które były obsługiwane przez ich własne helikoptery. Trzon tych grup stanowili – oficjalnie zgłoszeni przez FR - członkowie formacji Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych (MCzS), co jak wiadomo, niczego faktycznie nie przesądza ani o rzeczywistych umiejętnościach tej kadry, ani też o  jej zupełnie innej przynależności organizacyjnej.

 12 i 13 maja Rosjanie mogli tylko z dala obserwować prace indonezyjskich grup ratowniczych, wykonywać obloty swoimi helikopterami, tworzyć własną dokumentację miejsca katastrofy. Nie byli dopuszczeni do akcji poszukiwania i ewakuacji szczątków ofiar, ani też szczątków rozbitego SSJ-100. Mieli natomiast pełny dostęp do raportów składanych każdego dnia i na bieżąco byli informowani o postępach prac. Chcąc przyspieszyć prace identyfikacyjne, dostarczyli bardzo drogie odczynniki ułatwiające odczytywanie i porównywanie DNA oraz kilkuosobowe grono specjalistów wykonujących te złożone badania. Zakupiono również odpowiednie chłodnie kontenerowe dla prawidłowego zabezpieczenia zwłok w dłuższym czasie.

Po odnalezieniu CVR – ściągnięto z koncernu Suchoj odpowiednią aparaturę przyspieszającą deszyfryzację zapisów na nośnikach danych SSJ-100. Już 19 maja odczytano wstępnie pełny 2-godzinny zapis CVR, a 28 maja zakończono przepisywanie danych i podpisano wstępny protokół, ale nie ujawniono żadnych szczegółów. Jedynie strona rosyjska nagminnie podaje – pomijając jakże ważne na tym etapie odczytywania danych z rejestratorów stwierdzenie, że „na dzień dzisiejszy...” – nie stwierdza się nieprawidłowości w działaniu urządzeń zainstalowanych na SSJ-100.

Jak to natomiast jest możliwe, że rosyjski rejestrator CVR zachowuje pełne 2 godziny nagrań (120 min.)? Tego nadal nie wiadomo...

 

Jedną z przyczyn początkowego trzymania na dystans grupy rosyjskiej był zaawansowany już stan poszukiwań prowadzonych przez miejscowe siły wojskowe, policyjne, ratownicze i ich własny, dostosowany dobrze do lokalnych, trudnych warunków, system organizacji poszukiwań. 13 maja na miejscu pracowało ok. 2000 osób, zaangażowanych było non-stop 14 śmigłowców różnych służb z Dżakarty, które – ze względu na ulewne deszcze – często musiały przerywać pracę.

 Rosyjskie ekipy natomiast, w opinii służb indonezyjskich, nie dość, że domagały się od razu przekazania im kierownictwa nad całą akcją poszukiwawczą, to podejmowały też  bardzo ryzykowne decyzje, narażające w skrajnie trudnych warunkach terenowych życie członków grup ratowniczych. Oddano im do dyspozycji teren obozu w Pasir-Mangis koło centrum poszukiwawczego Bogor, gdzie samodzielnie organizowali działania własne – których jedynie ogólne ramy ustalały każdorazowo służby indonezyjskie – i dopiero od 14 maja stopniowo (po kilka osób) włączani byli do miejscowych grup ratowniczych. Na 11 ekip pracujących tego dnia na miejscu katastrofy, źródła rosyjskie wymieniają 7 rosyjskich, ale czy faktycznie było to 7 ekip wieloosobowych, czy jedynie 7-14 osób, tego nie wiadomo. {2}

Kiedy 15 maja został odnaleziony CVR, rosyjscy eksperci od razu zostali dołączeni do grupy zajmującej się zgrywaniem i odkodowywaniem danych tego rejestratora.

Rosyjskie media tak formułowały początkowo swoje relacje, by wynikało z nich, że to eksperci rosyjscy będą odgrywali w tym wypadku rolę podstawową, a Indonezyjczycy będą jedynie konsultowani (gra słów ze stroną bierną i czynną "bycia konsultowanym") {3} , ale oświadczenie strony dżakartskiej było jednoznaczne: odczytywanie będzie prowadzone przez komitet indonezyjski, przy współudziale Rosjan i będzie ono w pełni jawne dla strony rosyjskiej. {4} .

 Grupą, którą Indonezyjczycy traktowali w sposób partnersko-podmiotowy, jako reprezentanta interesów Federacji Rosyjskiej, byli – zgodnie ze wskazaniami Putina - eksperci rosyjskiej firmy Suchoj i przedstawiciele ministerstwa przemysłu i handlu. MAK  nigdy na tym etapie postępowania nawet nie był wymieniany. Jedynie w spekulacjach medialnych podawano, że - co najwyżej – może być konsultowany przez stronę rosyjską, ale uznawano, że to jest już całkiem wewnętrzna sprawa Rosjan. Został przywołany przez rosyjskie media ponownie po odnalezieniu FDR, kiedy sugerowano, że to właśnie MAK zajmie się odczytem tego rejestratora w Moskwie. Czy tak będzie, trudno wyrokować, bowiem wszelkie prawa do prowadzenia postępowania w tej sprawie ma rządowa komisja Sljusara i koncern Suchoj.

 

Polskie analogie.

 

1. Przy porównaniach obu postępowań – w Dżakarcie i w Smoleńsku - trzeba pamiętać o dwóch istotnych sprawach.

Pierwsza dotyczy uzasadnionego ze wszech miar przekonania, że zamach na polską delegację w dniu 10.04.2010. nie mógł się dokonać bez (co najmniej) współudziału polskiej strony rządowej lub ośrodka wywodzącego się z tego gremium, mogącego podejmować decyzje dotyczące zarówno monitorowania lotu samolotu (samolotów) delegacji prezydenckiej, jak i następnie niszczenia dowodów dokonanego przestępstwa oraz  blokowania prawidłowego toku śledztwa. Nie mogło więc być mowy od samego początku o podmiotowości strony polskiej w relacjach z Rosją i samodzielności podejmowanych działań przez urzędników RP.

Na tej natomiast fundamentalnej zasadzie opierała się całość relacji rosyjsko-indonezyjskich w maju 2012. I to jest różnica zasadnicza, która oba wydarzenia: z 10.04.2010. i 9.05.2012., czyni całkiem odrębnymi.

Drugąjest natomiast uwrunkowanie geograficzne katastrofy SSJ-100 i odległość  9 tys. km dzielących Moskwę od Dżakarty, tj. 13 godzin lotu, co również rozstrzygało o pewnych rozwiązaniach, które obowiązywały w Dżakarcie. I od nich rozpocznę charakterystyke tego problemu. ***

 2.W Indonezji – ze względu właśnie na odległość i na ukształtowanie terenu – paru rzeczy nie można było zrobić: Rosjanie nie mogli np. zażądać wstrzymania prac na miejscu katastrofy do czasu ich przybycia – działania ratownicze musiały być tam podjęte natychmiast po zlokalizowaniu szczątków SSJ-100. Opóźnienie w dotarciu ekip rosyjskich też z góry o pewnych sprawach rozstrzygało. Pomimo późniejszego przybycia na miejsce, nie można im jednak odmówić ofensywności w działaniach podjętych od razu po znalezieniu się w Dżakarcie.

 Tego samego jednak na pewno nie można powiedzieć o stronie polskiej, która od dnia 10 Kwietnia 2010. niczego podobnego nie przedsięwzięła.

Władze RP nie zażądały (a jeśli ambasador P. Marciniak zażądał, to i tak tego wniosku polski MSZ nie podtrzymał) eksterytorialności dla miejsca Zdarzenia – niezbędnej ze względu na wojskowy charakter samolotu i na określony charakter delegacji państwowej RP, z najwyższym przedstawicielem władz państwa polskiego na pokładzie.

Nie wysłały własnych ekip poszukiwawczo-ratunkowych i służb specjalnych, które mogły przybyć na miejsce już po ok. 2,5 - 3 godzinach od podawanego czasu rozbicia się polskiego samolotu i razem z Rosjanami utworzyć wspólne centrum kryzysowe.

Pisałam już w komentarzu pod cz. 1 notki o SSJ-100: „Niechby wysłali główne ekipy poszukiwawczo-ratunkowe, które musiałyby respektować bieżące ustalenia mogące mieć oparcie w umowie z 1993; niechby te ustalenia nawet nie były jakieś doskonałe od razu, a strona polska musiałaby wywalczyć sobie szerszy zakres kompetencji w dostępie do dowodów i miejsca zdarzenia; ale niechby władze polskie wykazały chociaż minimum aktywności i zainteresowania przyczynami tego zupełnie niewiarygodnego zdarzenia: ginie za jednym zamachem prezydent i elita kraju...”

Zarzuty te  podtrzymuję dzisiaj w całej rozciągłości. {5}

 Również kiedy Rosjanie przylecieli w rejon Dżakarty i zameldowali się w Bogor, nikt im nie przeszkadzał w budowaniu własnej bazy sprzętowo-namiotowej i łączności; nikt ich nie zamykał w hangarach tamtejszego lotniska; nie inwigilował; na własne potrzeby mogli wykonywać samodzielne, przez nikogo nie ograniczane loty własnymi śmigłowcami nad terenem katastrofy i kompletować własną dokumentację; specnaz indonezyjski nie otoczył od razu kordonem podnóża góry Salak, zabraniając im tam dostępu; do celów śledztwa Rosjanie uzyskali bieżący pełny dostęp do zapisów urządzeń lotniska Halim i do zarejestrowanych na CVR rozmów z tamtejszą wieżą kontroli lotów; kopię danych FDR dostali niemal jak obiad na talerzu podany w tempie ekspresowym.

 3. Ciała ofiar. Zauważmy, że w Indonezji nie przewożono zwłok samolotem w inne, być może lepiej wyposażone medycznie, miejsce; pracowano na miejscu, wykorzystując miejscowe zaplecze szpitalne, dowożąc tutaj niezbędne wyposażenie, rozbijając potrzebne namioty i tworząc na miejscu całą potrzebną w takiej sytuacji infrastrukturę zaplecza wojskowego i medyczno-eksperckiego.

Czy takich samych działań nie można było skoncentrować w Smoleńsku? Czy zaplecze 350- tysięcznego miasta wschodnioeuropejskiego uniemożliwiało taką operację? Czy do wieczora w sobotę 10.04. nie można było dowieźć z Warszawy potrzebnych elementów wyposażenia dla takiego centrum, by niepotrzebnie nie przemieszczać ani ciał, ani dowodów rzeczowych?

Czy strona polska – chcąc maksymalnie szybko przeprowadzić dokładną identyfikacje ciał – nie mogła zakupić na miejscu, w Moskwie (lub w innym miejscu), takich samych drogich odczynników do badań DNA (które dla swoich ofiar zakupiła Rosja, przywożąc je do Dżakarty) i oszczędzić polskim rodzinom ofiar traumy przeżywanej w moskiewskim prosektorium, albo przynajmniej  wydatnie zmniejszyć jej rozmiary?

Czy zapewnienie rodzinom wygodnych hoteli moskiewskich (zamiast może nieco surowszych warunków noclegu w Smoleńsku) było ważniejsze od potencjalnej stałej możliwości utrzymywania pełnej kontroli nad poczynaniami Rosjan w Smoleńsku przez stronę polską?

 Rodziny ofiar mogły zobaczyć w Dżakarcie ciała dopiero po ich wszechstronnym przygotowaniu: po umyciu zwłok, ich skompletowaniu, po przeprowadzonej sekcji i identyfikacji, po ich przygotowaniu do ceremonii pogrzebowej. Czy proces identyfikacji ofiar wymagał wcześniejszego bezpośredniego kontaktu członka rodziny z ciałem, czy też wystarczyło dostarczenie DNA, tego nie wiem. Dyskrecja, jaką otaczano kwestie identyfikacji i brak zgody rodzin na podawanie mediom szczegółowych danych, są źródłem braku wiedzy na ten temat. Być może, że po upływie dłuższego czasu od tej tragedii pojawi się więcej przekazów, ale doświadczając intymności, z jaką w Dżakarcie podchodzi się do tych kwestii, na zbyt dużą ilość szczegółów bym raczej nie liczyła.

W każdym razie przed odebraniem zwłok przez rodziny z lotniska Halim Perdanakusuma w dniu uroczystego ich pożegnania 23 maja, każda z nich mogła wcześniej pożegnać się z bliskim w otwartej trumnie, potwierdzić przygotowanie ciała do przestrzeganego w rodzinie obrządku pogrzebowego...; każda rodzina otrzymywała też komplet dokumentów: akt zgonu, potwierdzenie tożsamości ofiary, certyfikat przeprowadzonego balsamowania zwłok.

Nie ma informacji o indywidualnym odbieraniu ciał przez bliskich ofiar z Rosji. Medyczni eksperci rosyjscy rozstrzygali zapewne o wszystkich szczegółach dotyczących tej grupy ofiar. Zostały one na lotnisku Halim Perdanakusuma przekazane ambasadzie rosyjskiej w Dżakarcie, na której polecenie następnego dnia Ił-em 76 przetransportowano je na lotnisko Żukowskij-Ramienskoje pod Moskwą i tam pod wieczór odbyła się ceremonia pogrzebowa wszystkich ośmiu ofiar katastrofy SSJ-100.

 

Po 10.04.2010. ciała naszych bliskich państwo polskie przejmowało z rąk rosyjskich – dopiero na samym końcu łańcucha wszystkich czynności towarzyszących procedurom dotyczącym ofiar. Zapewniało ono grupowy transport ciał z Moskwy do Warszawy, organizowało na miejscu uroczystości pożegnalne i pogrzebowe... Od dnia 10 Kwietnia do momentu znalezienia się trumien na warszawskim Okęciu (a i także potem, gdyż rosyjski zakaz otwierania trumien rzekomo obowiązywać miał po wsze czasy...), ciała znajdowały się w wyłącznej jurysdykcji rosyjskiej.

Czy chociaż przedstawiciele polskiej ambasady towarzyszyli przewozowi ciał na lotnisko do Moskwy i następnie do tamtejszego zakładu medycyny Sądowej? Czy jest stosowna dokumentacja? Czy do czasu przybycia polskich ekip medyczno-sądowych mieli jakąkolwiek realną pieczę nad ciałami? Czy w ogóle formułowano jakiekolwiek oczekiwania pod adresem strony rosyjskiej co do sposobu postępowania w tym zakresie i czy je potem egzekwowano? Z publikowanych relacji wydaje się wynikać, że samowola rosyjska była powszechna i jedynie zdecydowana determinacja / nieustępliwość członka rodziny lub np. urzędnika Kancelarii Prezydenta, pozwalała wyegzekwować oczekiwany rodzaj postępowania. {5.a}

Czy jest pełna dokumentacja potwierdzająca zakres zaangażowania strony polskiej w całą tę część postępowania dochodzeniowo-zabezpieczającego?

 

Nasuwa się jeszcze takie pytanie: jak należy określić stosunek do ofiar i ich rodzin, skoro zamknięciu i zaspawaniu cynkowych części trumien nie towarzyszyło jednoczesne przekazanie polskim służbom kompletu dokumentów pozwalających na przewóz zwłok poza granice Rosji i na ich wwiezienie do Polski?  Ciała powracały do kraju w kilku transportach. Czy za każdym razem było to jedynie przygotowanie „partii towaru” - nawet jeśli zastosuje się tu rosyjską nomenklaturę i nazwie ten lot „gruzem-200” – ekspediowanego do Polski? Z jakimś jednym zbiorczym dokumentem, jaki wystawia się na przewóz np. jakichś - dajmy na to - mebli, w którym to ładunku mogła się znaleźć jedna pozycja zupełnie nieznana, oznaczona inicjałami NN?

Ani rodziny, ani prokuratura polska nie otrzymały przecież wszystkich aktów zgonu, nie dostały żadnej dokumentacji medycznej, żadnych szczegółowych opisów – czekając potem na ich nadesłanie z Moskwy całymi długimi miesiącami... Rzecz w Indonezji zupełnie nie do pomyślenia...

 

4.Nośniki danych Tu-154. Czy pamiętamy, w jakich okolicznościach i w jakim terminie Rosjanie przekazują stronie polskiej dane Tu-154 z jego ostatniego lotu?
Obie czarne skrzynki odnalezione zostają 10.04.2010. przez Rosjan i są w ich wyłącznej dyspozycji do dnia dzisiejszego. W tamtą tragiczną sobotę mija wiele godzin, zanim polscy eksperci zobaczą je w Smoleńsku na własne oczy, polecą do Moskwy, zdadzą się na władze rosyjskie, że do czasu rozpoczęcia przez obie strony prac związanych z ich odkodowaniem, będą przez Rosjan prawidłowo zabezpieczone, że rzeczone nośniki danych są tymi autentycznymi, tymi z polskiej tutki, które zakończyły swój zapis rankiem 10.04. ...
Pierwsza kopia zapisu rejestratorów powstaje 11 kwietnia i ma służyć dalszym pracom – ale tylko w Rosji! Odrębnej kopii strona polska dla siebie oficjalnie nie dostaje. Może pracować jedynie przy boku i pod kontrolą MAK

Oryginał nośnika danych zamknięty zostaje w sejfie... W takiej nieco większej, chyba opancerzonej, przenośnej szafce stojącej w rogu rosyjskiego pokoju rosyjskiej prokuratury... Klucz do tego sejfu otrzymał ówczesny szef polskiej Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. Parulski, ale wszyscy widzieliśmy przecież zwykłe papierowe banderole mające stanowić dowód na niedostępność dla osób niepowołanych przechowywanych tam głównych dowodów rzeczowych... Taka jakby migawka z tajnego departamentu rosyjskiej bezpieki  lat 30. XX wieku...

Czy pamiętamy, kiedy minister Miller jedzie do Moskwy celebrować odbiór kopii i złożyć swój podpis na zobowiązaniu, że wszystkie dowody Zdarzenia z dnia 10. Kwietnia pozostaną w Rosji do czasu zakończenia rosyjskiego śledztwa? Niemal dokładnie 2 lata temu, 31 maja 2010. Po pełnych 51 dniach, jakie minęły od daty 10.04.2010.
A w wypadku Indonezji - proszę! Od razu po przegraniu danych druga strona ma kopię w pełnej dyspozycji, może wracać do Moskwy i tam prowadzić swoje niezależne badania.
Żadnego dogrywania "końcóweczki" chyba nie będzie i Sljusar, szef komisji rosyjskiej, nie będzie się musiał fatygować parokrotnie, by odbyć tak długi i męczący lot po poprawione nagranie długości 16-18 sekund? Co to jest wobec 7200 sek., które mają na CVR?

Zresztą, niezbyt dobrze ten pobyt w Moskwie kończy się dla polskiego ministra.

Zespół Parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 z 10 kwietnia 2010 r. z posłem Antonim Macierewiczem na czele, 9 listopada 2010 r. kieruje przeciwko J. Millerowi zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do Prokuratora Generalnego RP, Andrzeja Seremeta. Zarzuty są najpoważniejszej natury. Przypomnę je więc w całości {6} :

 „W dniu 31 maja 2010 r. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, Przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Jerzy Miller w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej podpisał w Moskwie Memorandum o porozumieniu w sprawie przekazania Stronie Polskiej zapisów rejestratorów pokładowych samolotu Tu-154M numer pokładowy 101 Rzeczypospolitej Polskiej, który uległ katastrofie 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. 


    Stronami tego porozumienia byli – zgodnie z preambułą - Państwowa komisja do spraw ustalenia przyczyn katastrofy samolotu Tu-154 (Federacja Rosyjska), Komisja Badania Wypadków Lotniczych lotnictwa Państwowego (Rzeczpospolita Polska), oraz Międzypaństwowy Komitet Lotniczy. W imieniu Państwowej Komisji do spraw ustalenia przyczyn katastrofy samolotu Tu-154 podpis złożył Minister Transportu Federacji Rosyjskiej Igor Lewitin, w imieniu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Mister Spraw Wewnętrznych i Administracji Rzeczypospolitej Polskiej Jerzy Miller, a w imieniu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, jego przewodnicząca Tatiana Anodina.
Na mocy omawianego dokumentu Strona Rosyjska miała przekazać Stronie Polskiej kopie zapisów rejestratorów pokładowych, wykonane przy udziale obydwu Stron, w obecności przedstawicieli Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej i Prokuratury Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodność wskazanych kopii z oryginałami miała zostać potwierdzona odrębnym dokumentem, podpisanym przez obie Strony oraz MAK.


Na podstawie powyższego dokumentu w dniu 31 maja 2010 r. w laboratorium Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w Moskwie, dokonano otwarcia sejfu, w którym przechowywane były oryginalne taśmy rejestratorów pokładowych, a następnie skopiowano informacje z taśmy rejestratora pokładowego MSRP-64M-6 nr 90969, z taśmy rejestratora dźwiękowego MARS-BM nr 323025 oraz z kasety KS-13 zasobnika KBN-1-1 rejestratora pokładowego parametrów lotu. Informacje zostały zapisane na trzech nośnikach typu CD i

przekazane reprezentującemu Rzeczpospolitą Polskę Jerzemu Millerowi, Przewodniczącemu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Czynności te zostały ujęte w Protokole przekazania Stronie Polskiej kopii zapisów rejestratorów pokładowych samolotu Tu-154M numer pokładowy 101 Rzeczpospolitej Polskiej oraz zapisów rozmów członków załogi między sobą oraz ze służbami naziemnymi. W pkt 6 przywołanego protokołu, znalazło się oświadczenie następującej treści: Niniejszym Protokołem, obecne przy kopiowaniu upoważnione osoby ze strony Rzeczypospolitej Polskiej, Federacji Rosyjskiej i MAK potwierdzają zgodność przekazywanej Stronie Polskiej kopii zapisów rejestratorów pokładowych z oryginałami zapisów rejestratorów pokładowych samolotu Tu-154 M numer pokładowy 101 Rzeczypospolitej Polskiej. Protokół został w imieniu Rzeczpospolitej Polskie podpisany przez Jerzego Millera, w imieniu Federacji Rosyjskiej przez Władimira Titova, a w imieniu MAK przez Tatianę Anodinę. Swoim podpisem Jerzy Miller zaświadczył, że otrzymane nagranie opowiada w całości nagraniu utrwalonemu na oryginalnym zapisie rejestratorów pokładowych samolotu Tu-154M. Po przekazaniu kopii nagrania do Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, okazało się, że jest ono niekompletne – brakuje 17,3 sekund zapisu. Oznacza to, że Jerzy Miller w dniu 31 maja 2010 r. nie dopełnił swoich, obowiązków  i nie sprawdził poprawności sporządzonej w jego obecności kopii. Następnie, poświadczył on nieprawdę w protokole z tej czynności, stwierdzając, że kopia nagrania sporządzona dla polskich organów mających wyjaśnić przyczyny katastrofy prezydenckiego Tu-154M jest tożsama z nagraniem  utrwalonym na oryginalnym zapisie rejestratorów pokładowych samolotu. W ten sposób działał na szkodę interesu publicznego i prywatnego poprzez utrudnienie postępowań prowadzonych przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego oraz Naczelną Prokuraturę Wojskową, generowanie kosztów pokrywanych z budżetu państwa (związanych z kolejnymi podróżami urzędników w celu wykonania następnych kopii, czy bezproduktywnymi badaniami wadliwych zapisów), nadużycie zaufania Polaków - a przede wszystkim rodzin ofiar katastrofy w dniu 10 kwietnia 2010 r. - wobec władzy publicznej, której działania mające wyjaśnić tę tragedię okazały się nieporadne i kompromitujące cały aparat państwowy. W dniu 9 czerwca 2010 r., po ujawnieniu  przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie braków w przedmiotowym nagraniu, Jerzy Miller zmuszony był zwrócić się do   Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego o wykonanie kolejnej kopii zapisów rejestratorów pokładowych Tu-154M. Z tej czynności także został sporządzony protokół, w którym Jerzy Miller po raz drugi poświadczył w imieniu Rzeczpospolitej Polski, że nagrany w jego obecności zapis „czarnych skrzynek”
jest całkowity i zgodny z oryginałem. W dniu 18 czerwca 2010 r. w przesłanym do Polskiej Agencji Prasowej oświadczeniu Naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski „wyjaśnił, że ze względów technicznych konieczne jest ponowne skopiowanie kilku fragmentów z rejestratorów pokładowych.” Wynika z powyższego, iż polska prokuratura zakwestionowała prawdziwość kolejnego zapisu, którego oryginalność poświadczył w dniu 9czerwca 2010 r. swoim podpisem Jerzy Miller. W listopadzie br. media doniosły, że w  procesie przegrywania zapisu rejestratora lotu Tu-154M na właściwy zapis nałożyły się też zakłócenia pochodzące z sieci elektroenergetycznej, które uniemożliwiają badającym je polskim ekspertom poprawne odczytanie całości nagrania. Mając powyższe na względzie, uznać należy, że Jerzy Miller ani za pierwszym, ani za drugim razem nie dopełnił ciążącego na nim obowiązku i nie porównał wykonanych kopii z oryginałem zapisu. Zaniedbania Jerzego Millera mają kluczowy wpływ na możliwość zgłoszenia konstruktywnych uwag do treści projektu raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Zawity termin do ich wniesienia upływa 19 grudnia br. Nie będąc w posiadaniu odczytanych w całości zapisów z rejestratorów lotu Tu-154M, Polska straciła bezpowrotnie swoją szansę na przedstawienie rzetelnego stanowiska.

   Nie miałoby to miejsca, gdyby Jerzy Miller należycie wykonał w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej nałożone na niego zadania i w dniu 31 maja 2010 r. przesłuchał w całości przekazaną mu kopię nagrania, zgłosił uwagi, co do jej niekompletności oraz złej jakości i zażądał przekazania mu zapisu sporządzonego w warunkach technicznych zapewniających należyte jego wykonanie (na odpowiednim jakościowo sprzęcie, podłączonym do sieci nie generującej zakłóceń etc.). W przypadku stwierdzenia niemożliwości wykonania takiego nagrania w Moskwie, winien przekonać strony memorandum, aby kopii dokonano na przykład w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Podpisane porozumienie nie precyzuje wszak gdzie ma być wykonana kopia, a jedynie, że Strona Rosyjska miała przekazać Stronie Polskiej kopie zapisów rejestratorów pokładowych, wykonane przy udziale obydwu Stron, w obecności przedstawicieli Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej i Prokuratury Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodność wskazanych kopii z oryginałami miała zostać potwierdzona odrębnym dokumentem, podpisanym przez obie Strony oraz MAK. Jeżeli z obiektywnych przyczyn technicznych nie można było dokonać kopii w Rosji, należało to zrobić – w zgodzie z postanowieniami w/w memorandum – w Polsce. Celem wszystkich postępowań prowadzonych, czy to w Polsce, czy to w Rosji winno być wyjaśnienie przyczyn katastrofy, w której zginął Prezydent RP, szefowie wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych i najwyżsi urzędnicy państwowi. Opisane powyżej zachowanie Jerzego Millera jest elementarnym przykładem utrudniania tych postępowań, a efekty tego będą dla Polski nieodwracalne. Mając właściwe kopie nagrań „czarnych skrzynek” na przełomie maja i czerwca br., Polska miałaby szanse na dokonanie ich analizy i ustosunkowanie się do projektu raportu MAK.


Wobec powyższego, wnoszę o ściganie i doprowadzenie do ukarania Jerzego Millera.

Z poważaniem,

Antoni Macierewicz”

 

 

Odpowiedź nadchodzi stosunkowo szybko: [14.02.2011., dziennik.pl] „Prokuratura odmówiła śledztwa wobec szefa MSWiA Jerzego Millera, któremu poseł PiS Antoni Macierewicz zarzucał poświadczenie nieprawdy i działanie na szkodę państwa przy przejmowaniu od Rosjan zapisów czarnych skrzynek Tu-154M. Decyzja jest prawomocna.” {7}

O innych, późniejszych próbach zwrócenia uwagi prokuratury RP przez Antoniego Macierewicza na działalność J. Millera i jego resortu, w tym także BOR, nie będę tutaj szerzej pisała, nie o tym bowiem jest ta notka. Szczegóły można sobie przypomnieć m.in. tutaj {8}.

W niniejszej notce zamierzałam jedynie skupić się na pierwszych dniach prowadzonego postępowania zabezpieczającego i śledczego: w maju 2012. w Indonezji i w kwietniu-maju 2010. w Moskwie. Okazało się jednak, że udało mi się jedynie zahaczyć tylko o część wątków – o te, które jako pierwszoplanowe wystąpiły w Dżakarcie i mogły być porównane ze sposobem prowadzenia tego pierwszego etapu przez Rosjan od dnia 10.04.2010.

 Możliwości prowadzenia dalszego ciągu skojarzeń, notowania wątpliwości  i stawiania pytań o sposób procedowania tego dochodzenia przez rząd D. Tuska i władze rosyjskie, o zadania i rolę Zespołu Parlamentarnego A. Macierewicza, wydają się być nieograniczone, bo dotyczyć mogą dosłownie wszystkich aspektów tego podwójnego charakteru zamachu, jaki przeprowadzono w Polsce w dniu 10.04.2010.:

- zamachu stanu w sensie stricte politycznym

- i aktu terrorystycznego skierowanego przeciwko najwyższym władzom cywilnym i wojskowym Rzeczypospolitej.

Żadna pojedyncza notka nie pokaże złożoności tych zjawisk.

 

*** Powyższe 3 akapity zostały wprowadzone do tekstu notki w efekcie zaakceptowania przeze mnie argumentów przedstawionych w dyskusji pod notką przez @Unukalhai i @SirPKL, zwracających uwagę na niemożność całkowitego abstrahowania od kwestii współwsprawstwa strony polskiej w zamachu 10.04.2010.

Źródła:

1. http://www.mk.ru/incident/article/2012/05/31/710191-taynu-katastrofyi-vyinut-iz-yaschika.html

2. http://polish.ruvr.ru/2012_05_15/74769964/ ; http://ria.ru/world/20120515/649576385.htmlhttp://www.vz.ru/society/2012/5/14/578661.html

3. http://ria.ru/inquest/20120516/650449236.html

4. http://ria.ru/inquest/20120516/650462240.html

5. http://lamelka222.salon24.pl/416962,po-katastrofie-ssj-100

5.a. http://freeyourmind.salon24.pl/409802,a-duda-przed-zespolem

6.http://smolenskzespol.sejm.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=86%3Azawiadomienie-o-popenieniu-przestpstwa-przez-ministra-swia-jerzego-millera&catid=45%3Aowiadczenia&lang=pl

7. http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/322110,brakujace-17-sekund-nagrania-sledztwa-nie-bedzie.html

8. http://www.dziennik.pl/tagi/macierewicz;miller

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120303&typ=po&id=po17.txt

Zobacz galerię zdjęć:

Rzekome szczątki polskiego Tu-154 złożone na lotnisku w Smoleńsku.
Rzekome szczątki polskiego Tu-154 złożone na lotnisku w Smoleńsku. Szczątki... Tu-154/101 w locie. http://albatros.salon24.pl/423346,odcisk-palca-samolotu-gdzie-jest-kokpit-tu154m-101 Powrót... Okęcie Powrót... 23.04.2010., Okęcie. Pożegnania... Lotnisko Halim, Dżakarta, 23.05.2012.
amelka222
O mnie amelka222

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka